Z lotniska zabrały mnie dwie studentki National Taipei University (abb: NTPU,
chin: 國立臺北大學, pinyin: Guólì Táiběi Dàxué),
Ruby (Yen-Hsuan) Chen i Lilli (Tsai-Fang) Li. Pomimo lekkiego spóźnienia
odnalazły mnie na głównym, zatłoczonym holu lotniska. Pierwsza rzecz do zrobienia: wymiana
waluty i kupienie karty do telefonu. Skoro już wspomniałam, dla przypomnienia -
nie ma szans bym odebrała jakiegokolwiek smsa czy na jakąkolwiek rozmowę telefoniczną. Moja karta SIM leży wygodnie w portfelu i pozostanie tam do 29.08. Na szczęście
odbyło się bez kupowania/wypożyczania telefonu na czas mojego pobytu w
Tajpej. Wszędzie z łatwością można dostać kartę do telefonu. Działa to na trochę innych zasadach niż w Europie ale jeszcze tego nie rozgryzłam.
Walutą na Tajwanie jest Nowy Dolar Tajwański. W przeliczeniu jeden dolar kosztuje 0.11 złotego (i na odwrót 1 PLN to 8.93 NTD) jednak mi najwygodniej jest przeliczać 100NTD-11PLN. Wynika to z tego, że na Tajwanie przyjęto bardzo wysokie nominały. Jako banknoty w codziennym użyciu funkcją 100, 200, 500, 1000 i 2000 NTD, jako bilon: 1/2, 1, 5, 10, 20 i 50 NTD. Zatem w portfelu mam pełno papieru, nominałów 200 i 2000 nie widziałam, po kilku dniach wydaje mi się, że najpopularniejsze są 5, 10, 50 i 100. Najtańsza karta SIM to wydatek rzędu 300 NTD (~34PLN).
Wylatując z Seulu zostawiłam za sobą cudowne 23°C. W
Tajpej spotkało mnie 30°C i
siedemdziesięcio procentowa wilgotność. Byłam naprawdę zszokowana różnicą
temperatur w klimatyzowanej hali lotniska, w której było mi dosyć gorąco, a na miejscu parkingowym tuż przed nią. Dosłownie pół metra za szklanymi drzwiami masz
saunę. Czekał na nas samochód. Moja pierwsza myśl była taka, że chyba będzie
jeszcze gorzej. Jednak nie! Wkrótce przekonałam się, że tutaj każde
pomieszczenie oraz samochody muszą i mają sprawnie działającą klimatyzację. W
takich warunkach da się zatem żyć. ;)
Pojechałyśmy prosto do Yingge, miasta/dzielnicy, w której teraz mieszkam. Pierwszy cel - biuro organizacji, społeczności San Ying, promującej kulturę tego miejsca. Yingge jest znane na Tajwanie z ceramiki. Poznałam Pana Chen i Pana Wang - pracowników, którzy wyznaczają mi zadania i koordynują moją pracę. W najbliższy poniedziałek (15.07) przylatuje moja partnerka z Czech, razem będziemy tworzyć materiały promocyjne Yingge oraz prowadzić zajęcia mające na celu przybliżyć kulturę Polski i Czech mieszkańcom tego wspaniałego miejsca. Koleżanki z AIESEC pojechały do siebie, a ja zostałam z całkiem obcymi mi ludźmi. Ich gościnność jest tak niezwykła, że czułam się co najmniej komfortowo.
Kolejny cel - dotrzeć do mojego mieszkania. Po drodze szybkie zwiedzanie miasta zza szyby samochodu i pół godzinny obiad (w moim przypadku tylko kawa) w Yinnge Ceramic Museum. Nie miałam szansy zwiedzić jeszcze żadnej wystawy. Usiedliśmy we trójkę i zaczęliśmy rozmawiać. Oni opowiadali mi o Yingge, o pracy tutaj i o dwóch wolontariuszkach z tamtego roku. Dotarłam do nich na fb i dzięki udzielonym radom jestem trochę przygotowana na to co mnie dopiero czeka. ;) W drugą stronę - ja opowiadałam o Polsce. Pytanie o Europejskie Dolary zadane przed przyjazdem przez członka AIESEC NTPU uznałam za jednorazową pomyłkę, jednak i wtedy usłyszałam pytanie: Czy w Polsce płacicie Europejskimi Dolarami czy macie swoje Narodowe Dolary? No tak. Szok kulturowy! Kolejne zabawne według mnie pytanie: Czy w Polsce znacie ryż? Wiecie co to jest? <Pokazując mi na talerz>... No proszę... !
Kolejny cel - dotrzeć do mojego mieszkania. Po drodze szybkie zwiedzanie miasta zza szyby samochodu i pół godzinny obiad (w moim przypadku tylko kawa) w Yinnge Ceramic Museum. Nie miałam szansy zwiedzić jeszcze żadnej wystawy. Usiedliśmy we trójkę i zaczęliśmy rozmawiać. Oni opowiadali mi o Yingge, o pracy tutaj i o dwóch wolontariuszkach z tamtego roku. Dotarłam do nich na fb i dzięki udzielonym radom jestem trochę przygotowana na to co mnie dopiero czeka. ;) W drugą stronę - ja opowiadałam o Polsce. Pytanie o Europejskie Dolary zadane przed przyjazdem przez członka AIESEC NTPU uznałam za jednorazową pomyłkę, jednak i wtedy usłyszałam pytanie: Czy w Polsce płacicie Europejskimi Dolarami czy macie swoje Narodowe Dolary? No tak. Szok kulturowy! Kolejne zabawne według mnie pytanie: Czy w Polsce znacie ryż? Wiecie co to jest? <Pokazując mi na talerz>... No proszę... !
Następnie mieszkanie wynajmowane przez AIESEC NTPU u tajwańskiej rodziny. Właściciele nie mówią po angielsku prawie wcale ale to tylko zachęca mnie do nauki chińskiego. Oboje starają się mnie uczyć przydatnych słów. Ślę szczególne podziękowania dla LC AIESEC UW, który organizuje warsztaty językowe (POLECAM!). Dzięki zajęciom z języka chińskiego, które trwały od początku maja do połowy czerwca i były prowadzone przez native speaker'a dużo szybciej idzie mi przyswajanie prostych wyrażeń i domyślanie się o co może chodzić. Małżeństwo, z którym mieszkam, również samo chętnie korzysta z tego, że mają przy sobie osobę mówiącą po angielsku i bez żadnych oporów zaczynają rozmowę łamanym angielskim przeplatanym chińskimi wyrażeniami. Tu widać ogromną przepaść między mentalnością Polaków i Azjatów. Tu nie ma oporów by podejść do obcokrajowca, zaczepić, zacząć mówić po angielsku nawet, jeśli nie jest doskonały lub zwyczajnie słaby. Ale w tym jest oczywiście metoda. A u nas? Spuści się głowę i pójdzie dalej. Jeden z wielu powodów, dla których uwielbiam Azję!
Nadal jestem pod wrażeniem samego mieszkania. AIESEC naprawdę się stara by było nam dobrze! Według mnie standard jest bardzo wysoki, dodatkowo mam zapewnione wszystkie podstawowe rzeczy jak kosmetyki, jedzenie, wygodne miejsce do spania. Dom ma cztery piętra. Jestem na razie sama i mam do dyspozycji całe trzecie piętro wraz z ogromnym tarasem, dwoma łazienkami, kuchnią, salonem... luksus! Niestety problem jest z klimatyzacją w moim pokoju, więc na razie śpię w drugim mniejszym na kanapie. Do poniedziałku problem powinien zostać rozwiązany, w końcu przyjeżdża moja współlokatorka.
Tereza i Geena, wolontariuszki z tamtego roku, również mieszkały z tą rodziną. Bardzo miło ją wspominały i na odwrót. Rozpakowałam się, przespałam i wieczorem zostałam zaproszona na kolację do biura. Okazało się, że to czyjeś... urodziny? Nadal nie jestem pewna, z jakiej okazji był tort oraz ogromny arbuz na stole. Chyba z 3 razy większy od największego jaki widziałam w Polsce. Wszystko widać na filmiku. Niestety nie jestem mistrzynią YT a tym bardziej nie ogarniam zabójczej ilości możliwości, jaką daje ten portal do obróbki filmów. Jednak dźwięk udało mi się wykombinować. Powinien nawet pasować. ;)
Tajwańskie jedzenie jest cudowne. Dużo pierogopodobnych potraw. Ogromna ilość smażonych w głębokim oleju warzyw i mięsa. Nie, na Tajwanie nie jada się psów czy kotów - odpowiadam, bo takie pytanie już ktoś zdążył mi zadać. Z zasady każdy przyniósł coś od siebie, więc miałam w czym wybierać. Ludzie byli uśmiechnięci i z chęcią się ze mną witali. Miło! Nawet, jeżeli nie znali angielskiego to im to nie przeszkadzało! Każdy podchodził i przynosił mi coś do jedzenia lub zapraszał do śpiewania z nim karaoke. Tajwańczycy uwielbiają karaoke. ;)
Nadal jestem pod wrażeniem samego mieszkania. AIESEC naprawdę się stara by było nam dobrze! Według mnie standard jest bardzo wysoki, dodatkowo mam zapewnione wszystkie podstawowe rzeczy jak kosmetyki, jedzenie, wygodne miejsce do spania. Dom ma cztery piętra. Jestem na razie sama i mam do dyspozycji całe trzecie piętro wraz z ogromnym tarasem, dwoma łazienkami, kuchnią, salonem... luksus! Niestety problem jest z klimatyzacją w moim pokoju, więc na razie śpię w drugim mniejszym na kanapie. Do poniedziałku problem powinien zostać rozwiązany, w końcu przyjeżdża moja współlokatorka.
Tereza i Geena, wolontariuszki z tamtego roku, również mieszkały z tą rodziną. Bardzo miło ją wspominały i na odwrót. Rozpakowałam się, przespałam i wieczorem zostałam zaproszona na kolację do biura. Okazało się, że to czyjeś... urodziny? Nadal nie jestem pewna, z jakiej okazji był tort oraz ogromny arbuz na stole. Chyba z 3 razy większy od największego jaki widziałam w Polsce. Wszystko widać na filmiku. Niestety nie jestem mistrzynią YT a tym bardziej nie ogarniam zabójczej ilości możliwości, jaką daje ten portal do obróbki filmów. Jednak dźwięk udało mi się wykombinować. Powinien nawet pasować. ;)
Tajwańskie jedzenie jest cudowne. Dużo pierogopodobnych potraw. Ogromna ilość smażonych w głębokim oleju warzyw i mięsa. Nie, na Tajwanie nie jada się psów czy kotów - odpowiadam, bo takie pytanie już ktoś zdążył mi zadać. Z zasady każdy przyniósł coś od siebie, więc miałam w czym wybierać. Ludzie byli uśmiechnięci i z chęcią się ze mną witali. Miło! Nawet, jeżeli nie znali angielskiego to im to nie przeszkadzało! Każdy podchodził i przynosił mi coś do jedzenia lub zapraszał do śpiewania z nim karaoke. Tajwańczycy uwielbiają karaoke. ;)
W czwartek miałam cały dzień wolnego. To był dzień odpoczynku po podróży. Udało mi się wyspać! Wstałam o 13:00 i wraz z synem właścicieli pojechaliśmy do Sanxia. Jest to jedna z dzielnic New Taipei City, tuż obok Yingge. Tam wybraliśmy kawiarnię, poczekaliśmy na znajomą Pete'a i zamówiliśmy posiłek. Mój śniadanio-obiad składał się głównie z owoców. Są przepyszne. Co do samych owoców pewnie napiszę coś więcej później. Można im poświęcić cały post!